reżyser:
Michał Gazda, Kasia Adamik
obsada:
- Wiktor Rebrow – Leszek Lichota
- Adam „Grzywa” Grzywaczewski – Bartłomiej Topa
- prokurator Iga Dobosz – Aleksandra Popławska
- komendant Konrad Markowski – Andrzej Zieliński
- oraz między innymi: Marian Dziędziel, Jacek Koman, Magdalena Popławska, Paulina Chruściel, Jacek Lenartowicz
Thriller
sensacyjny + ciekawie zapowiadająca się obsada (Lichota, Topa,
Popławska, Zieliński) – to podstawowe cechy serialu, które
wyłapałam czy to z częstych reklam, czy filmweb'u, i które
zachęciły mnie, by w końcu bliżej przyjrzeć się sześcioodcinkowej produkcji HBO .
Nasze
piękne Bieszczady, pełne lasów, pogrążone w ciszy i spokoju –
wydające się być doskonałym azylem, idealnym miejsce na
odpoczynek... Ale czy na pewno? Nie umniejszając poprzednich cech,
widzimy jednak, że sama natura potrafi być niebezpieczna, a życie
na granicy, gdzie prawie stałym elementem są przemytnicy (ludzi,
broni, narkotyków), wcale nie jest takie różowe.
Głównym
bohaterem jest Wiktor Rebrow (Leszek Lichota), Strażnik Graniczny,
który już(?) w pierwszym odcinku w wybuchu leśniczówki traci
przyjaciół i ukochaną. Wokół jego osoby kręci się całe
śledztwo rozpoczynające się zaraz potem. Dalsze losy Rebrowa to
jednocześnie „walka” z prokurator (Aleksandra Popławska), ale
też praca w nowej Watasze, dla której nie raz jest niezbędny ze
względu na doświadczenie, znajomość środowiska. Ale jest to też
czas podjęcia próby pewnego rozrachunku ze swoją przeszłością,
z tym wszystkim co się stało, pogodzenia się z tym...
Thriller
to gatunek, który z samego założenia ma nas wcisnąć w fotel i
pozostawić z uczuciem niepokoju aż do kolejnego odcinka, które
powinno tylko rosnąć. Czy w przypadku „Watahy” to się
sprawdza?
Co
prawda usiadłam do tego serialu długo po telewizyjnej premierze i
nie musiałam odczekiwać tygodnia, ale konfiguracja w jakiej
obejrzałam odcinku też chyba dużo mówi.
Pierwszy
odcinek wprowadzający, tzw. pilot, wywołał we mnie uczucia dosyć
mieszane. Chciałam zacząć narzekać, że to nie to, że
oczekiwałam czegoś lepszego, ale ze względu, że akcja przecież
też musi mieć czas na rozkręcenie się, kolejnego dnia włączyłam
następny odcinek. Było trochę lepiej, więc stwierdziłam: nie
jest jeszcze tak późno, włączę trzeci. I nagle zrobiło się
późno – obejrzałam wszystkie. Od trzeciego odcinka napięcie
naprawdę rośnie, a wątki coraz bardziej się zagęszczają.
(pomimo, że naprawdę niektóre rzeczy można przewidzieć)
Pojawiają się kolejne pytania, wątpliwości... i nie wszystkie
zostają do końca wyjaśnione.
A co
dla mnie najważniejsze – niepokój i napięcie pozostaje również
jakiś czas po obejrzeniu ostatniego odcinka. A to jest chyba
podstawowym wyznacznikiem wartości? „Wataha” nie pozwala o sobie
łatwo zapomnieć i pomimo poczucia – obejrzę jeszcze raz,
dostrzegę więcej szczegółów, odpowiem sobie na kilka pytań –
zawsze pozostawi nas z pytaniami.
Moim rodzicom się bardzo podobał, ja sama jeszcze nie widziałam. Czeka jednak pobrany (ciii, wiem, że to nieładnie tak i nielegalnie) i w ferie chyba zrobię sobie mały maraton ;)
OdpowiedzUsuń