Charlotte Brontë – „Profesor”

Siostry Brontë mam nadzieję kojarzy każdy. Najprawdopodobniej dzięki „Wichrowym wzgórzom”. Dzisiaj przychodzę z powieścią Charlotte Brontë „Profesor”.




„Profesor” to pierwsza powieść autorki. Opowieść rozpoczyna się w momencie, gdy główny bohater, William Crimsworth, odnajduje list jaki pisał do swoje przyjaciela. Opisuje w nim swoje losy zaraz po ukończeniu szkoły. Zerwał z dotychczasową opieką wujów i na przekór im postanowił zostać kupcem. W tym też celu napisał z prośbą o pomoc do starszego brata, Edwarda. Gdy list się kończy, William, będący narratorem, zaczyna nam opowiadać o kolejnych zdarzeniach.

Bohater zostaje zatrudniony przez brata jako kancelista, szybko jednaj okazuje się, że nie jest to praca jego marzeń, a z Edwardem na pewno nie będą kochającą się rodziną. Wtedy na jego drodze staje pan Hunsden. Człowiek dość specyficzny, który raz po raz będzie pojawiał się w jego życiu. 

Wkrótce Crimsworth z listem polecającym Hundsena w kieszeni wyjeżdża do Belgii, by tam szukać nowego „pomysłu na siebie”. Osiada w Brukseli i tak obejmuję posadę tytułowego profesora. Zostaje nauczyciela w szkole dla chłopców, której dyrektorem jest monsieur Peleta. Mając dobra opinie, podejmuje również niedługo pracę w sąsiedniej szkole dla dziewcząt, którą kieruje mademoiselle Reuter. 

Jak doskonale wiadomo, książki sióstr Brontë nie mogą obyć się bez wątku miłosnego. Nie brakuje go również tutaj. Młody zdolny nauczyciel, pewna siebie panna Reuter, pan Pelet, a także młodziutka nauczycielka prac ręcznych, która zostaje również uczennicą Crimswortha. Czwórka bohaterów, których losy ciągle się przeplatają. 
Jednak „Profesor” to nie prosty romans. Obok perypetii bohaterów, znajdujemy też liczne rozważania – nazwijmy je ogólnoludzkimi – które pojawiają się albo w przemyśleniach bohatera-narratora, albo w dyskusjach postaci. 


– A czymże jest skojarzenie, mademoiselle? Nigdy go nie widziałem. Jaką ma długość, szerokość, ile waży, jaką przedstawia wartość, właśnie – wartość? Jaką cenę osiągnie na rynku? – Dla kogoś, kto pana kocha, jego portret, ze względu na skojarzenia, jakie budzi, byłby bezcenny.
(…) – Jeżeli świat pański jest światem bez skojarzeń, panie Hunsden, to nie dziwię się już, że tak bardzo nienawidzi pan Anglii. Nie wiem dokładnie, czym jest Raj i kim są aniołowie niemniej jednak przyjmując, iż jest to najcudowniejsze miejsce, jakie można sobie wyobrazić, aniołowie zaś są najwznioślejszymi z istot, to jeśli jeden z nich – jeśli sam wierny Abdiel – (myślała o Miltonie) – zostałby nagle odarty z umiejętności snucia skojarzeń, myślę, iż niebawem wybiegłby pędem z „wiecznotrwałych bram”, opuścił niebo i aby odnaleźć to, co utracił, udał się do piekła. Tak, do samego piekła, do którego przecież „wzgardą płacąc, i tyłem się odwrócił”. (str. 275-276)


Książkę czytało mi się naprawdę lekko, a losy Crimswortha wciągały i zmuszały, by czytać wciąż dalej. Zwłaszcza, gdy nadal trwała intryga. Bo niestety, kiedy wszystko stawało się już jasne, nie było żadnych niedopowiedzeń, ani szans na nagły zwrot wydarzeń, miałam wrażenie, że powieść zaczyna powoli umierać śmiercią naturalną. Mimo to jednak czas spędzony z książką naprawdę dobrze wspominam i w pewien sposób nadal jestem nią zauroczona. 

Komentarze