Magdalena Witkiewicz – „Po prostu bądź”

Kiedy Paulina się urodziła, jej rodzina od razu miała dla niej gotowy plan na całe życie. Po pierwsze – po co komu matura? Po drugie musi wyjść za mąż. Najlepiej za kogoś z sąsiedztwa. Adrian nadawał się idealnie. Po trzecie i najważniejsze – to właśnie ona przejmie po rodzicach gospodarstwo. Dziewczyna tak długo słuchała tej wersji, że w końcu sama uwierzyła, że to jedyne, słuszne wyjście. Jednak... w Adrianie potrafiła zobaczyć tylko przyjaciela, a jej nauczycielka powoli zaczynała otwierać jej oczy, że to ona sama może decydować o swoim życiu. Po jej cichych sugestiach Pola wybrała liceum. A później zdała na architekturę w Gdańsku. Rodzina przyjęła jej wyjazd na studia jako zwykłą fanaberię, która prędzej, czy późnej jej się znudzi i zdecydowanie nie kryła swojego niezadowolenia. 

Pola wyjechała z rodzinnego domu, tym samym praktycznie zrywając kontakt z rodzicami na kilka lat. W zamian znalazła tam przyjaciółkę Kingę i miłość. Doktor Aleksander Dembski był wykładowcą Pauliny. Wystarczył jeden wieczór poza uczelnią, by oboje stracili dla siebie głowę.

Jednak, jak to się mówi – chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach. Z dnia na dzień Pola została sama. W ciąży, z kredytem na pół miliona... 

Łukasz był przyjacielem Aleksa. Znali się od lat. Razem studiowali, razem prowadzili firmę, a także podobały im się te same kobiety. Ale przecież jak wiadomo – kobieta przyjaciela to rzecz święta. Dlatego Łukasz był najlepszym przyjacielem na świecie. Zawsze obok, wystarczyło jedno słowo, by się pojawił. A kiedy Pola została sama, by pomóc jej finansowo i lepiej otoczyć ją opieką, zaproponował jej bardzo specyficzny układ.... 

Do książki podeszłam z dużą rezerwą. Przez rozpoczęciem miałam ogólne pojęcie czego dotyczy fabuła i mogłam się spodziewać, że stracę trochę nerwów. Czy kochać, tak naprawdę, można tylko raz? W tej kwestii jestem idealistką. Jedną książkę przez podobny temat skreśliłam, w innej główny bohater mnie bardzo irytował, a „Po prostu bądź”? Tutaj było trochę inaczej. 

Książka Witkiewicz nie wzbudzała we mnie irytacji w czasie czytania. Historia zupełnie mnie wchłonęła, nie pozwalając się oderwać. Jednak to wcale nie znaczy, że jestem zachwycona. 
Już po skończeni mimowolnie porównywałam sobie tę książkę z serią Ficner-Ogonowskiej. Tam całość mnie oczarowała ale główny bohater coraz bardziej irytował. Tutaj, zupełnie paradoksalnie, to właśnie Łukasz został moim ulubionym bohaterem. Ani Poli, ani Aleksowi nie udało się podbić mojego serca. Łukasz przede wszystkim ma w sobie nieco więcej zrozumienia niż Mikołaj z „Alibi na szczęście”. Po nim po prostu bardziej widać, że kocha (choć jak wiadomo do ideału mu daleko).

A czego mi zabrakło? Z jednej strony prosty styl i bardzo szybkie tempo zdarzeń sprawia, że książkę można przeczytać jednego dnia i trzeba ją tak przeczytać, bo odłożyć nie można. Jednak z drugiej dla mnie osobiście jest to sposób pisania zupełnie obcy i czuję duży niedosyt, bo przecież tyle czasu zostało pominięte, zabrakło, dla mnie tak ważnego, wnętrza postaci... Chociaż gdyby pojawiły się takie opisy w pierwszej osobie mogłabym narzekać jeszcze bardziej... 

„Po prostu bądź” to książka bardzo prosta i lekka. Przejmująca i niezwykle skutecznie przykuwająca uwagę, jednak brak głębszego wejścia w historię. Ta powieść to dobry sposób, by na chwilę oderwać się od rzeczywistości, ale nie zostaje na dłużej w głowie i z całą pewnością nie mogę jej dodać na listę ulubionych. 

Komentarze

  1. Ja niedawno czytałam Pierwszą na liście pani Witkiewicz i niestety... było dla mnie trochę bez uczuć. Trochę się boję, że będę miała podobne odczucia w przypadku innych jej książek.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja byłam tą książką zachwycona. Przeczytałam w ciągu jednego dnia. Owszem, nie została w mojej głowie na dłużej, ale podczas czytania nie odczuwałam wad. Polecam Ci "Cześć, co słychać?" tej autorki. Porusza bardzo poważny i dyskutowany problem. A do śmiechu idealna jest "Awaria małżeńska". Ubaw gwarantowany ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam "Cześć, co słychać?" na liście do przeczytania, także pewnie prędzej czy później... :) A ja bardzo dobrze wspominam "Zamek z piasku" :)

      Usuń
  3. Słyszałam, że ta książka potrafi wywołać w człowieku płacz ;) muszę sama to sprawdzić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie tak! Chociaż zachwytu u mnie nie było, to jednak łzy w oczach w pewnym momencie się pojawiły :)

      Usuń

Prześlij komentarz