Remigiusz Mróz – „Testament”

Bardzo dobrze pamiętam dzień, kiedy kupiłam „Kasację”. Minęły trzy lata, a ja niedawno skończyłam siódmy już tom o Chyłce i Zordonie. 




„Testament” to powrót prawniczej pary w bardzo dobrym stylu. Chyłka próbuje otrząsnąć się po ostatnich dramatycznych zdarzeniach, jednocześnie szukając sposobu jak wyciągnąć Kordiana z więzienia. Niespodziewanie w jej gabinecie pojawia się Rafał Kranz, ginekolog, którego sama była pacjentką. Mężczyzna, od jednej z pacjentek, która była u niego tylko raz, otrzymał spory spadek, w tym nieruchomość na terenie której znalazł... zwłoki kobiety. Jednocześnie przekonując prawniczkę, by zajęła się jego sprawą, oferuje, że może pomóc w spawie Oryńskiego... 

Sprawa Kranza szybko zaczyna się komplikować (i to w taki sposób, jakiego nigdy byśmy się nie spodziewali...) i staje się jasne, że dotarcie do prawdy wcale nie będzie łatwe. To właśnie za sprawą lekarza cała kancelaria Żelazny&McVay zatrzęsie się w posadach, a w kraju pojawi się William McVay. Brzmi bardzo intrygująco, prawda? I bardzo długo tak było. Zwłaszcza, gdy niedowierzanie i bunt minął, a niektóre informacje spowodowały, że zaczęłam oczekiwać jakiegoś politycznego kontekstu. Niestety nic takiego się nie pojawiło, a rozwiązanie... wypadło blado. 

A jak w tym tomie prezentuje się nasz ulubiony duet? Bardzo dobrze. Nawet bardzo, bardzo dobrze. Nasi bohaterowie zaczynają wracać myślami do końcowych stron „Inwigilacji” i mam wrażenie, że oboje zaczynają docierać do punktu z którego już nie ma odwrotu. Mogę Wam zagwarantować, że nie raz traficie na zdanie, czy to wypowiedziane, czy jedynie pomyślane, które wywoła u Was szeroki uśmiech. 

Kiedy mowa o kolejnej Chyłce, wszystkich zawsze interesuje zakończenie – jak wypadło tym razem, czy autor znów poznęcał się nad swoimi bohaterami? Remigiusz Mróz przyzwyczaił nas, że jego zakończenia zawsze wbijają w fotel i z reguły nie są tym, czego czytelnik by się spodziewał, a już na pewno nie tym, co chciałby przeczytać na ostatnich stronach. Jak jest tutaj? Jest zaskoczenie, a bohaterowie na pewno znów nie mają łatwo. Ale jednak jest inaczej, niż jak chociażby było w przypadku końca „Immunitetu”, czy „Inwigilacji”. Zakończenie „Testamentu” ma jak gdyby dwie strony, dwa dna. I ośmielę się nawet powiedzieć, że jest najlepszym zakończeniem z pośród wszystkich Chyłek. 




Po „Oskarżeniu” wiele osób nie chciało sięgać po „Testament” albo chociaż miało obawy jak będzie tym razem. Ja też z lekkim niepokojem oczekiwałam na swoje zamówienie. Ale teraz z czystym sumieniem mogę Was zapewnić, że seria z Chyłką i Zordonem znów wróciła na swój poziom. W moim prywatnym rankingu, pomimo najlepszego zakończenia, ten tom nie zajmie pierwszego miejsca, a raczej będzie gdzieś na równi z „Immunitetem” (z którym miałam podobny problem – znacznie lepsza cześć prywatna, niż przebieg spawy) ale jest dobrze. I już nie mogę się doczekać następnej części. Oj nie mogę.

Komentarze