Kupione/wypożyczone – marzec + kwiecień

Druga połowa maja to całkiem dobry moment żeby powiedzieć kilka słów o książkach, które kupiłam i wypożyczyłam w... marcu i kwietniu, prawda? 


Książki z biblioteki 




1. Piotr Śliwiński „ Ryngraf” – o tym tytule pojawił się już tutaj osobny post, więc nie będę się tutaj rozpisywać. [klik] 

2. Georgia Hunter – „ My mieliśmy szczęście” – jest to powieść opowiadająca losy jednej z żydowskich rodzin z Radomia. W kolejnych rozdziałach towarzyszymy poszczególnym osobom w walce o życie ich i ich najbliższych, a cała historia oparta jest na prawdziwych zdarzeniach – autorka książki pochodzi z rodziny ocalałej z Holocaustu, jest wnuczką jednego z bohaterów powieści. Na pewno jest to książka warta przeczytania, jednak w kilku momentach, po przeczytaniu wielu innych z tej tematyki, miałam poczucie, że niektóre rzeczy były zbyt proste... Jak gdyby autorce urodzonej już w Stanach Zjednoczonych pomimo zebranych materiałów zabrakło naturalnego wyczucia tematu, jeśli mogę to tak ująć. 

3. Susan Meissner – „Dziewczyna z nagietkowym szalem” 

4. Uri Orlev – „Biegnij chłopcze, biegnij” 

O dwóch ostatnich tytułach pojawią się osobne posty i wtedy na pewno dodam tutaj do nich linki. Teraz powiem tylko, że „Dziewczyna z nagietkowym szalem” była chyba najlepszą książką z tej czwórki (tuż za nią był „Ryngraf”). 




Książki kupione 




Trzy książki Remigiusza Mroza wydane pod pseudonimem Ove Logmansbo – „Enklawa”, „Połów”, „Prom”. Dość długo czaiłam się na te tytuły, ale jakoś nie mogłam się zdecydować. W końcu promocja w biedronce nie zostawiła mi dużego wyboru. Przymknęłam oko na wydania kieszonkowe, ale do dzisiaj nie mogę przeboleć od razu rzucającej się w oczy informacji, że autorem jest Remigiusz Mróz. Zdaje sobie sprawę, że ten zabieg ma celu sprzedanie większej liczby egzemplarzy, ale skoro książki ukazały się pod pseudonimem to trzymajmy się tego? Bo teraz to logiki w tym żadnej... No i okładka wyglądałaby milion razy lepiej bez tych żółtych dodatków. 

Z tej trójki na razie przeczytałam pierwszy tom, czyli „Enklawę”. Na Wyspach Owczych, które dotąd były jednym z najbezpieczniejszych miejsc na świecie, znika dziewczyna. Do Vestmanny przypływa Katrine Ellegaard, przedstawicielka duńskiej policji. Jej prawą ręką zostaje Olsen Hallbjorn, były wojskowy. Mieszkańcy miasteczka tworzyli do tej pory dość zamkniętą społeczność. Głównie zajmowali się rybołówstwem, w sezonie przyjmowali turystów. Wydawało im się, że doskonale się nawzajem znają. Teraz jednak pojawia się niepokój. Czy naprawdę ktoś stamtąd mógł porwać nastolatkę? Sytuacji nie ułatwia brak zaufania do duńskiej policji, wynikający z dość skomplikowanych stosunków między krajami. 
„Enklawa” na pewno odróżnia się od dotychczasowych powieści Remigiusza Mroza. Akcja nie pędzi na łeb, na szyję. Fabuła rozwija się nieco inaczej niż w Chyłce czy Forście. Charakterystyczna dla autora na pewno jest para głównych bohaterów, prowadzących śledztwo, z których jedno uczestniczy w nim nieformalnie. 
A czy gdybym nie wiedziała, że to Mróz, to przeczuwałabym, że coś jest na rzeczy? Nie sadzę (chociaż nie znam się na skandynawskich kryminałach). „Enklawa” była naprawdę udaną lekturą, chociaż nie dołączyła do mojej prywatnej listy najlepszych książek Mroza.

Komentarze