Kerry Lonsdale – „Nigdy nie zapomnę”

„Nigdy nie zapomnę” Kerry Lonsdale to jedna z tych powieści, które zobaczyłam na innym blogu i dość długo polowałam na nią w bibliotece. Dodatkowo jej opis niesamowicie mnie intrygował, sugerując, że w środku znajdę coś, co może mi bardzo odpowiadać. A wiadomo im dłużej na coś czekamy, nasze oczekiwania wzrastają.




Aimee i James znali się od zawsze i od zawsze byli razem. Byli nierozłączni, planowali wspólną przyszłość. Jednak gdy nadszedł dzień ich ślubu... uroczystość nie odbyła się. Odbył się pogrzeb mężczyzny. Tuż po nim, do dziewczyny podchodzi Lacy, kobieta twierdząca, że... James żyje. 

Główna bohaterka po tym jak jej świat wywrócił się do góry nogami, staje w obliczu pytania, co dalej powinna zrobić ze swoim życiem. Czy próbować ułożyć je na nowo, spełnić dawne marzenia, do czego przekonują ją wszyscy wokół – rodzice, przyjaciółki i nowo poznany przyjaciel, Ian; czy jednak uwierzyć sugestiom tajemniczej kobiety i najpierw rozwikłać wszystkie wątpliwości związane ze śmiercią ukochanego, by spokojnie móc ruszyć dalej.

„Nigdy nie zapomnę” jest bez wątpienia intrygującą powieścią. Chociaż pewne rzeczy można zacząć przeczuwać, to jednak w dużej mierze nasza wiedza jest równa wiedzy Aimee. Razem z nią, odkrywamy kolejne fragmenty układanki. Oprócz wątku miłosnego, tajemnic rodzinnych, powieść jest również pełna elementów kulinarnych za sprawą głównej bohaterki, sztuki – malarstwa, które było pasją Jamesa i fotografii, która jest pasją Iana.

Opis fabuły sugeruje, że powieść będzie pełna emocji i nie obędzie się bez wzruszeń. Bardzo się na to nastawiłam i od dawna chciałam sięgnąć po ten tytuł. Kiedy w końcu to się stało... obyło się bez chusteczek. Przedstawienie tego co Aimee przeżywała po stracie narzeczonego nie przekonało mnie do końca. Wyczułam w tym wyraźny amerykański pierwiastek – ot, inna mentalność i emocjonalność – na który w ostatnim czasie jakoś szczególnie się wyczuliłam. 

Książka została napisana w trzeciej osobie i cały czas towarzyszymy głównej bohaterce. To ona prowadzi nas przez całą historię. Zarówno tę dziejącą się tu i teraz, jak i tę nieco odleglejszą, gdy poznajemy losy związku Aimee i Jamesa od momentu ich poznania. Forma narracji jest dla mnie dużym plusem, ale jednak i w tej warstwie znalazły się małe minusy. Były fragmenty nieco zgrzytające mi stylistycznie, między innymi za sprawą powtórzeń.

Czy powieść mi się podobała? Trudno jest mi stwierdzić to jednoznacznie. Z jednej strony na pewno miło spędziłam czas z lekką i łatwą lekturą. Ale nie da się ukryć, że nie do końca spełniła moje oczekiwania i raczej nie zostanie na długo w mojej pamięci. 

Komentarze