Remigiusz Mróz – „Umorzenie”

Po lekturze „Kontratypu”, a wcześniej też „Oskarżenia”, podeszłam z dużą rezerwą do „Umorzenia”. Gdy przeczytałam prolog, chęć przewrócenia kolejnej kartki zmalała jeszcze bardziej. Jednak zrobiłam to i czytałam dalej, bo to jednak Chyłka i Zordon, a im przecież mimo wszystko się nie odmawia. Ale no właśnie, jak było dalej? Dalej dałam wciągnąć się w akcję, zostawiając za sobą wszystkie obawy.

W dziewiątym tomie Joanna Chyłka podejmuje się obrony mężczyzny oskarżonego o zamordowanie żony i dzieci, chociaż już na pierwszy rzut oka sprawa wydaje się z góry przegrana. Wszystkie dowody świadczą o winie oskarżonego, a on sam... przyznaje się. William McVay i Żelazny nie mają zamiaru pozwolić, by ich kancelaria reprezentowała mężczyznę, jednak Chyłka nie ma zamiaru tak łatwo się poddać. Czy dopnie swego? Cóż... to Chyłka.

A co u naszych bohaterów prywatnie? Od końca „Kontratypu” niewiele się zmieniło. Joanna nie mówi Zordonowi prawdy o stanie swojego zdrowia i wkrótce zaczyna wcielać w życie plan na tę okoliczność. Ich relacja, jak zwykle zresztą, jest w tej części bardzo burzliwa.




Remigiusz Mróz po raz kolejny wciąga nas w perypetie najpopularniejszych prawników w kraju, a przy tym znów genialnie kreuje ich relacje. Od kilku części powtarzam, że uwielbiam tę dwójkę i to, co jest między nimi i to się chyba nigdy nie zmieni. Tutaj jest tak samo. Ktoś mógłby się przyczepić, że autor nie daje im spokoju, a mnie jednak w „Umorzeniu” ten wątek wyjątkowo złapał za serce. Zordon nie jest tutaj takim sierotą jak mu się zdarzało, a Chyłkę momentami poznajemy od trochę innej strony. Czym ona sama bywa zaskoczona. W moim odczuciu jest to najlepszy punkt tej książki.

Zdecydowanie bladziej wypada sprawa. Tak, jak już się zdarzało, jest spleciona z wątkiem prywatnym, ale nie mogę tym razem tego uznać za plus. Mam poczucie, że przez to wkrada się lekki chaos. Przez prawie całą książkę wiemy, że Chyłka coś planuje, ale nie wiemy na ten temat absolutnie nic. I nie do końca da się wyczuć, gdzie jest granica między planem dotyczącym życia prywatnego, a tym dotyczącym sprawy. Albo czy w ogóle ta granica istnieje? Moment niepewności i tajemnicy oczywiście jest potrzebny, ale mam poczucie, że tutaj było tego nieco za dużo. 

Mróz nie raz przenosił już bohaterów jednej książki w rzeczywistość innej. Chyłka poznała już Forsta, a teraz przyszedł czas na Tesę z „Hashtagu”. Tamtej powieści nie czytałam, więc nie jestem w stanie porównać tego, co dostaliśmy, z tym jak w całej książce była wykreowana ta postać. Przy okazji „Umorzenia” poznaliśmy ją jako osobę cierpiącą na agorafobie i ogólnie rzecz ujmując lęki związane z wyjściem do ludzi. Są sceny wypadające absolutnie wiarygodnie. Ale jest też scena, w której Tesa stoi z Chyłką przed sądem i prowadzi z nią luźną rozmowę na temat sprawy. A nawet bez trudu nadąża za tokiem myślenia Joanny. No... nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. 

Kiedy po skończeniu lektury już na spokojnie pomyślałam o plusach i minusach, zdałam sobie sprawę, że logiczne by było, gdyby przeważyły minusy. A jednak oceniam tę książkę dużo lepiej niż „Kontratyp”. Wątek Chyłki i Zordona nadrobił tutaj nieco moje wszystkie ale, które wcale nie są takie małe. Nie da się ukryć, że do mojej ulubionej „Inwigilacji” naprawdę sporo brakuje i na koleją część nie czekam tak niecierpliwie jak do tej pory.

Komentarze