Winston Graham – „Ross Poldark”

O sadze rodu Poldarków słyszałam już dawno, jak chyba każdy. Głównie były to bardzo pozytywne opinie, a że nigdy nie miałam w rękach żadnego tomu, ani nie widziała ani jednego odcinka, postanowiłam w końcu to zmienić. 




Tytułowy Ross Poldark po wejściu w konflikt z prawem wyjechał walczyć w wojnie w Ameryce, zostawiając w Kornwalii kobietę, którą pokochał. Teraz wraca do domu. Jego ojciec nie żyje, a ukochana zaręczyła się z jego kuzynem. Ross musi zająć się zrujnowanym majątkiem oraz zmierzyć ze zbliżającym się ślubem Elizabeth i Francisa. 

Mężczyzna skupia się na pracy, by przywrócić majątek do jak najlepszego stanu i otworzyć okoliczną kopalnię. Mogłoby się wydawać, że jego życie nabrało pewnego rytmu. Zostaje on jednak nieco zaburzony, gdy podczas wizyty na targu Ross postanawia przygarnąć ubogą, pobitą dziewczynę i oferuje jej pracę. Nikt nie przypuszcza jak dużo wpływ na jego dalsze życie będzie miała ta decyzja. 

Winston Graham zabiera nas do osiemnastowiecznej Kornwalii. Okolica to przede wszystkim ubogie osady górników, którzy pracując, poświęcają własne zdrowie i życie, by zapewnić rodzinę jakiekolwiek środki na utrzymanie. Jednym z panów mieszkających w tamtym rejonie jest właśnie Ross Poldark. Jego postać nie jest typowym obrazem bogatszego człowieka, patrzącego z pogardą na biednych. Ross sytuuje się gdzieś pomiędzy. Z jednej strony jego rodzina należy do najbogatszych, robi interesy z równymi sobie, ale jednocześnie troszczy się o mieszkańców swojej wioski. Zdaje sobie sprawę, że to wszystko nie tak powinno wyglądać. 

„Ross Poldark” wprowadza nas w klimat całej sagi. Jest to powieść napisana bardzo prosto. Dla mnie czasami aż zbyt. Niekiedy brakowało mi czegoś więcej w stylu i przede wszystkim czegoś więcej w treści – akcja tej książki po prostu się dzieję, opisane są kolejne wydarzenia w życiu bohaterów, a brak jakichś przemyśleń, czegoś, co pozwoliłoby ich bardziej polubić. Dodatkowo czasami miałam poczucie chaosu – mijający czas nie jest jasno zasygnalizowany. Niekiedy byłam pewna, że minęło go już bardzo dużo, a tymczasem… wciąż trwał ten sam tydzień. Nie mogę jednak jednoznacznie powiedzieć, że jest to zła książka. Patrząc na nią obiektywnie, trzeba przyznać, że jest napisana bardzo poprawnie, nie sposób wytknąć jej rażących błędów. Ale nie da się ukryć, że spodziewałam się czegoś dużo więcej. 

Za plus na pewno można uznać kreację Rossa i jego postawę wobec rozgrywających się wydarzeń. Jak już wspominałam, nie jest typowym reprezentantem wyższej sfery, w odróżnieniu od rodziny jego wuja. A jednak… Ross Poldark nie dołączy do moich ulubionych bohaterów. Pozostałam obojętna wobec wszystkich postaci, jak i wobec całej książki. Jeśli miałabym znaleźć kogo polubiłam to nie byłby to ani główny bohater, ani Demelza, tylko dwójka młodych, ubogich ludzi – Jim i Jinny. To ich niewielki wątek zainteresował mnie najbardziej. 

„Ross Podark” Winstona Gsrahama to kolejny przykład na to, że gdy odkładam lekturę jakiegoś tytułu, moje oczekiwania stają się zbyt wygórowane. Może gdybym oczekiwałabym mniej, to bardziej by mi się spodobało. Kto wie. Tymczasem na pewno nie będę kolejną osobą zachwycającą się tą sagą. Niestety.

Komentarze