Jolanta Maria Kaleta – „Wojna i miłość. Katarzyna i Igor”

„Wojna i miłość” została wydana ponad rok temu i od razu było o niej głośno. Trafiałam przede wszystkim na zachwyty w jej kierunku, więc w końcu i ja zdecydowałam się na zakup, ale jeszcze długo musiała czekać na swoją kolej. Choć miałam wobec niej naprawdę dobre przeczucia, to jednak podchodziłam do niej z lekką rezerwą. 

Katarzyna Rawecka i Igor Kaledin poznali się na balu organizowanym w miasteczku z okazji imienin carycy Aleksandry. Obydwoje od pierwszego wejrzenia zapałali do siebie miłością. Miłością, na którą czekały same przeciwności. Ona jest córką polskiego patrioty, wnuczką uczestnika powstania styczniowego, on rosyjskim dragonem, synem rosyjskiego generała nienawidzącego Polaków. Ale to tylko początek ich historii, bo kolejne wydarzenia, decyzje innych osób odcisną ogromny ślad na ich losach. 

„Wojna i miłość” to nie tylko losy tytułowej pary. To także losy całego rodu Jaxa-Raweckich. Rodziny, w której, jak w wielu innych, ścierają się ze sobą sprzeczne poglądy. Jedni podzielają poglądy starszych pokoleń i uważają, że z rosyjskim zaborcą należy wciąż walczyć i dążyć do odzyskania Polski, inni wolą pracować i walczyć dla Rosji, bo nie jest najgorzej, a Austriacy i Niemcy z całą pewnością są znacznie gorsi. Kiedy nadchodzi lipiec 1914 roku, wojenna zawierucha członków rodu niezależnie od ich dotychczasowych poglądów rzuca w różne strony. Niejednokrotnie są zmuszeni do zrewidowania swojego dotychczasowego zdania i podejmowania trudnych decyzji. 




Sięgając po pierwszy tom tej trylogii, miałam lekkie obawy ze względu na określanie jej mianem romansu historycznego. Obawiałam się, że zawarte w tytule wojna i miłość nie dostaną tyle samo miejsca i to miłość będzie znacznie dominować. Tymczasem… już po pierwszych kilkudziesięciu stronach zaczęłam myśleć inaczej, gdy dostałam solidną porcję przeszłości, a konkretnie powstania styczniowego. Wtedy zaczęłam czuć, że naprawdę będzie dobrze i tło historyczne nie zostanie zepchnięte na margines, jak często się zdarza. I nie myliłam się. „Wojna i miłość. Katarzyna i Igor” to powieść napisana z rozmachem, a miłość tytułowych bohaterów, jest tylko główną nitką, wokół której całość została utkana. Śledzimy losy wszystkich członków rodziny i żadne z nich nigdy nie są oderwane od otaczającej ich rzeczywistości. To tocząca się wojna decyduje, co spotka naszych bohaterów, z czym będą musieli się zmierzyć. 

Jolanta Maria Kaleta jest historykiem i to zdecydowanie widać. W książce spotkamy opisy kolejnych manewrów wojskowych, opisy bitew – często krwawych i brutalnych. Bardzo wiele informacji na temat uzbrojenia, umundurowania… Czasami te ostatnie informacje są zbyt często powtarzane, ale z całą pewnością nie dołączę do głosów, że jest tego wszystkiego za dużo, bo właśnie to jest podstawą tej książki, współtworzy jej klimat. Niewiele jest tytułów dotyczących I wojny światowej, więc tym bardziej cieszę się, że ta powieść przedstawia rzetelny, spójny obraz tamtych wydarzeń. 

Ale „Wojna i miłość” to nie tylko obraz stricte I wojny światowej. To także rewolucja październikowa. Większość powieści skupia się na przedstawieniu jej w Petersburgu. I Kaleta również to robi, ale obok dodaje obraz sytuacji panującej równolegle na froncie i we wsiach, w majątkach ziemskich. Są to fragmenty, przez które wielu może być ciężko przebrnąć, bo czytając je, ma się wrażenie, że to wcale nie jest 1917 rok w Rosji, ale 1943 na Wołyniu i patrzymy na rzeź wołyńską… 

Jak już wspomniałam, miłość nie dominuje w tej powieści. Moim zdaniem proporcje między warstwą historyczną, a uczuciową zostały bardzo dobrze wyważone. Na pewno nie chciałabym tej miłości więcej. I generalnie podoba mi się ogólne rozplanowanie fabuły. Powieść zaczynamy od scen Bożego Narodzenia – czyli scen zbiorowych, gdzie w jednym momencie poznajemy wszystkich bohaterów i ich poglądy, by niedługo później razem z nimi ruszyć w dalszą część akcji. Losy bohaterów zawsze są przedstawiane na tle historycznym. Ale też żadne wydarzenie nie zostaje przedstawione bez obecności jednego z bohaterów. Zostali oni tak rozpisani, by każdy z nich pokazał nam inną warstwę toczącej się wojny. Czy to znajdujemy się w oblężonej Łodzi, miasteczku pod panowaniem Austriaków, w samym centrum frontu – po różnych jego stronach, czy w Petersburgu targanym coraz większymi niepokojami, zawsze towarzyszymy osobie poznanej na samym początku powieści. 

Jak wspomniałam, podoba mi się całe rozplanowanie fabuły poza jednym wyjątkiem. Końcowa część – ostatnie kilkadziesiąt, może sto stron – niesamowicie przypominała mi klimatem „Potop” czy „Ogniem i mieczem”. To nie jest jednoznacznie złe. Bo jest jedno mocne nawiązanie do „Potopu”, które bardzo, bardzo mi się podoba! Ale patrząc na całość, miałam wrażenie, jakby nagle trochę zmienił się klimat, chociaż znowu z drugiej strony… wpływ na to z całą pewnością miały też wydarzenia toczące się wokół naszych bohaterów. 




„Wojna i miłość” to powieść bardzo obszerna, ale napisana bardzo płynnie i miękko. Tak, że nawet przez dłuższe opisy płynie się bez większego oporu. A jednocześnie styl autorki ma w sobie coś specyficznego, tworzącego klimat, którego chyba w tym momencie nie jestem w stanie porównać do żadnej innej powieści. Tak samo nie umiem tego czegoś jakoś konkretnie uchwycić. Ale z całą pewnością jest to styl, który czyta się z przyjemnością. Chociaż jest jedna rzecz, która bardzo mi się nie podobała – często pojawiają się zdania wyprzedzające wydarzenia i w moim przypadku bardzo irytujące. W stylu: wkrótce miała się przekonać, jak duży popełniła błąd; nie wiedział, że słowa swej przysięgi wypowiedział w złą godzinę. Niby to tylko sugestie, ale często dotyczą takich wydarzeń, których naprawdę nie trzeba przepowiadać, bo podstawowa wiedza o historii wystarczy czytelnikowi, by samemu dojść do takich wniosków. Ale czasami były to też konkretne wydarzenia – jeśli dotyczyły przypadkowych bohaterów („statystów”), to wszystko jeszcze było w porządku, ale czasami w ten sposób były prezentowane wydarzenia z życia bohaterów pierwszoplanowych. 

„Wojna i miłość” to olbrzymia, pisana z rozmachem powieść obejmująca przestrzeń od końca 1913 do 12 listopada 1918 roku. To bardziej saga rodzinna niż romans historyczny, co w moich oczach jest dużym plusem. To też powieść brzmiąca wiarygodnie. Po wielu książkach, gdzie wszyscy bohaterowie unikają największych nieszczęść, sięgając po powieść Jolanty Marii Kalety, trzeba być przygotowanym na to, że autorka nie oszczędza swoich bohaterów. Trudno nazywać to plusem, ale z całą pewnością jest to czynnik uwiarygadniający opisywane wydarzenia. Jest to też powieść, w której naprawdę można znaleźć bohatera, który zdobędzie nasze uczucia. W moim przypadku była to postać drugo-, a może nawet trzecioplanowa, czyli stryj Kobierski – człowiek absolutnie wspaniały i przeuroczy. Wprowadzający uśmiech w sam środek strasznych wydarzeń. 

Ostatecznie już podsumowując – jeśli interesuje was I wojna światowa, jeśli lubicie powieści z rozmachem przedstawiające historię na tle życia całych rodzin, gdzie wszystko jest lekko podszyte miłością, to bardzo, bardzo wam polecam „Wojnę i miłość” i poznanie całego rodu Jaxa-Raweckich.


Komentarze