Piotr Śliwiński – „Ryngraf”

Wśród książek historycznych, wydaje mi się, że zdecydowaną większość stanowią te skupiające się na II Wojnie Światowej. Zresztą ja sama po nie sięgam najczęściej. Raz, że lubię ten okres, dwa, że jest to okres, o którym wiemy chyba najwięcej i najłatwiej jest nam się odnaleźć. A co wiemy o Powstaniu Kościuszkowskim? 




Piotr Śliwiński w powieści „Ryngraf” przenosi nas do roku 1794. Julian Zakrzeński, młody szlachcic, dociera do kowala, Stanisława Krzysztofczyka, który z ojcem mieszka w zaborze austriackim. Julian przywozi ze sobą sporo broni i prosi o jej przygotowanie. Jednocześnie próbuje namówić dawnego towarzysza ze szkoły, a później z wojska, by znów sięgnął po broń i przyłączył się do planowanego powstania. Stanisław jednak odmawia. Jest zdecydowany mieszkać teraz na ziemiach pod panowaniem cesarza. Nie chce zostawiać ani ojca, ani warsztatu. Wszystko jednak nagle się zmienia, a Krzysztofczyk wyrusza w niebezpieczną drogę do Warszawy... 

W „Ryngrafie” pojawiają się fragmenty przedstawiające osobiste losy bohaterów, ale zdecydowana większość to przebieg samego powstania. Rozpoczynając od przygotowań, wybuchu, przez najważniejsze bitwy, aż po jego upadek. W moich oczach jest to ogromna zaleta tej książki. Ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że nie jest to powieść dla każdego. Autor nie tyle piesze bardzo historyczną książkę, co bardzo wojskową. Bitwy są opisywane bardzo dokładnie, z wszystkimi ruchami wojsk, a ponadto są to opisy bardzo krwawe. Podobnie utrudniać lekturę nieco może język dość mocno stylizowany na XVIII wiek (pojawia się nawet czas zaprzeszły, dziś praktycznie wymarły). 

„Ryngraf” to naprawdę bardzo dobra powieść historyczna. Książka wciąga, chociaż fabuła nie toczy się zbyt szybko i czasami można mieć ważenie, że stron w ogóle nie ubywa. Jednak wydaje mi się, że naprawdę warto. Dlatego jeśli interesuje Was ten moment w historii Polski i macie ochotę na spotkanie z Tadeuszem Kościuszką, Stanisławem Augustem Poniatowskim, księdzem Kołłątajem, czy generałem Dąbrowskim dajcie zabrać się w czas między rozbiorami.

Komentarze