tytuł: Alibi na szczęście
autor: Anna Ficner-Ogonorwska
wydanie: Znak 2012
liczba stron: 656
Od
dłuższego czasu nie sięgałam po książki tego typu, a więc
typowo obyczajowe, powiedzmy „romantyczne”. Z bardzo prostego
powodu – każda kolejna rozczarowywała mnie coraz bardziej.
W
przypadku „Alibi na szczęście” było zupełnie inaczej, chociaż
nie do końca spokojnie. Po raz pierwszy zajrzałam do książki już
jakiś czas temu, ale wtedy od razu odłożyłam, twierdząc, że nie
mój styl, że niczym nie porywa. Tym razem te same kilka stron
wystarczyło bym się zakochała w sposobie opisu wewnętrznych
przemyśleń, uczuć... Później pomyślałam: Okej, fajnie, ale...
żeby tu było coś specjalne? A później wpadłam po uszy.
Ale od
początku... Bohaterką powieści, będącej pierwszą częścią
cyklu, jest Hanka. 26 letnia nauczycielka języka polskiego,
starająca się wrócić do normalnego funkcjonowania po tragedii
jaka ją spotkała. Stara się koncentrować na kolejnych zadaniach,
na pracy i jak sama mów, boi się życia. U jej boku nieustannie
jest Dominika. Przyjaciółka, będąca przeciwieństwem Hani.
Energiczna, mówiąca zawsze prosto z mostu co myśli i próbująca
ustawiać „siostrę” do pionu. Dobrym duchem Hanki jest też pani
Irenka. Starsza kobieta znad morza, służąca zawsze radą i dobrym
słowem.
Do
grona bohaterów dołącza niedługo Przemek, nowy ukochany Dominiki,
oraz jego przyjaciel Mikołaj, który wysuwa się pozycję bohatera
głównego tuż obok Hani.
W
czasie całej powieści stopniowo poznajemy historię Hanki. I to
jest jedną z jej głównych zalet. Nie od razu wiemy co sprawiło,
że dziewczyna z tak ogromną rezerwą podchodzi do czekającej na
nią przyszłości. Towarzyszymy jej w próbach zmierzenia się z
„demonami” przeszłości, które musi spróbować pokonać,
oswoić i w nieśmiałych próbach wyjścia naprzeciw boskiemu
planowi, jak mówi pani Irenka.
Mikołaj,
będąc po nieudanym związku, w czasie wakacji nad morzem zauważa
zaczytaną, smutną dziewczynę. Obserwuje ją i robi kilka zdjęć.
W końcu ona wyjeżdża, a i on musi wrócić do Warszawy, gdzie
jednak cały czas jego myśli uciekają w stronę fascynacji z plaży.
W końcu poznaje ją, jako... nauczycielkę swojego młodszego brata.
Po jakimś czasie ich drogi znów się krzyżują, a Mikołaj próbuje
zbliżyć się do „dziewczyny zza rubikonu”...
Jak
już wspominałam na samym początku za serce chwycił mnie sposób
opisu, ale trzeba też zauważyć, że wszystkie postacie są
świetnie za rysowane. Żadna nie miesza się z inną, każda ma w
sobie coś charakterystycznego tylko dla siebie. Obok szerokiego
przeglądu bohaterów otrzymujemy też szeroki wachlarz emocji, które
nam się udzielają. Zaczynałam czytać ze łzami w oczach, później
pojawiał się niekontrolowany śmiech, a w końcu szeroki uśmiech
zachwytu.
Zdecydowanie
polecam. Warto zatracić się w skomplikowanym świecie uczuć Hanki,
dać się porwać nad morze na herbatę z cytryną i na chociaż
krótkie spotkanie ze szczęściem w kolorze pomarańczowym. A morska
woda może w końcu przestanie być szara i stanie się błękitna?
Mam na półce wszystkie 3 tomy - lekka, odprężająca lektura. Podobały mi się kwestie Dominiki, jednak ta jęcząca wciąż Hania mnie irytowała.Zgadzam się co do wyrazistości postaci - ciekawie zarysowane charaktery.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTo ja miałam zupełnie odwrotnie. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że Hania mogłaby nie jęczeć... Odbiór tych dwóch postaci chyba zupełnie zależy charakteru czytającego :)
UsuńPozdrawiam! I dziękuję za komentarz :)