Jillian Cantor – „Stracony list”

Zawsze od książek powiązanych z historią wymagam o wiele więcej. Nie raz po przewróceniu ostatniej strony towarzyszyło mi duże rozczarowanie. Dlatego po „Stracony list” sięgałam z ekscytacją ale też obawą – jak będzie tym razem.

„Stracony list” Jillian Cantor to powieść zanurzona w historii, rozgrywająca się na dwóch płaszczyznach czasowych. W Austrii w 1938 roku Kristoff zaczął uczyć się zawodu u żydowskiego grawera i odnalazł przy jego rodzinie swój nowy dom. Oddałby wszystko, by już go nie stracić. Jednak nieubłagana rzeczywistość nie pozwala bohaterom cieszyć się spokojnym życiem. Mistrz znika, a Kristoff nie ma innego wyjścia, jak stworzyć nowe znaczki dla znienawidzonej Rzeszy. Jednocześnie próbuje uratować innych, ale przede wszystkich swoją ukochaną i siebie. Z kolei w Los Angeles w 1989 roku Katie właśnie rozwodzi się z mężem, a ojca musiała umieścić w domu opieki. Niepozorne na pierwszy rzut oka oddanie do wyceny kolekcji znaczków ojca niesie za sobą duże zmiany. Gdy filatelista, Benjamin, odkrywa wśród nich niezwykły egzemplarz naklejony na zwyczajny, miłosny list, oboje niepostrzeżenie angażują się w śledztwo, chcąc poznać kryjącą się za nim historię. 




Jillian Cantor snuje przed nami opowieść z niezwykłym wyczuciem i delikatnością. Przeplatając ze sobą płaszczyzny czasowe, przeplata również narrację trzecio- z pierwszoosobową. Ta druga nie należy do moich ulubionych. Miałam duże wątpliwości, jak to wszystko mi się spodoba, zwłaszcza, że jest ona prowadzona w czasie teraźniejszym. Ale już po kilku stronach dałam się oczarować oszczędnemu stylowi autorki. Nie dostajemy tutaj opisanych wprost uczuć, emocji, a mimo to, a może właśnie dzięki temu, nad całością unosi się nieuchwytna atmosfera, która chwyciła mnie za serce.

„Stracony list” to tocząca się powoli, ciepła, mimo swojej wojennej podstawy, powieść. Rozpoczynająca się II Wojna Światowa została bardzo dobrze zarysowana dzięki konkretnym zdarzeniom – aneksji Austrii przez Niemcy, nocy kryształowej, transportom żydowskich dzieci do zastępczych rodzin w Anglii. Podobnie doskonale przedstawione zostało pobrzmiewające we współczesnych postaciach echo aktualnych wydarzeń w Niemczech oczekujących na połączenie Berlina Zachodniego i Wschodniego. Nie nazwałabym jej jednak powieścią historyczną. Autorka wciąga nas w nostalgiczną historię o miłości, pełną trudnych decyzji, nieoczekiwanych niekiedy zmian do jakich zmusza życie i konieczności konfrontacji z własnymi korzeniami. 

„Stracony list” mogę i będę polecać z czystym sumieniem. W czasie lektury był moment, w którym zaczęłam się zastanawiać, czy to na pewno dobry kierunek, w którym toczy się fabuła, ale z każdą kolejną stroną zostawiałam tę myśl za sobą. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na ten tytuł i dałam się zabrać Jillian Cantor we wzruszającą i przejmującą podróż. Wam polecam podjęcie tej samej decyzji.


Tekst powstał dla portalu Lubimy czytać.pl [klik]

Komentarze

  1. Nie słyszałam wcześniej o tej pozycji :)
    http://whothatgirl.blogspot,com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz