„Wyspa ocalenia” to pierwsza część tak zwanego cyklu podolskiego Włodzimierza Odojewskiego. Wcześniej, w ramach studiów czytałam „Zasypie, wszystko zawieje...”, za co jestem im bardzo wdzięczna, bo nie wiem czy sama odkryłabym tego autora, a z całą pewnością należy do tych, których znać powinien każdy. Cały cykl dzieje się w rejonach Podola i Wołynia, w czasie II Wojny światowej, gdy dochodzi do pogromów polskich wsi.
Głównym bohaterem „Wyspy ocalenia” jest Piotr Czerestwienski – wnuk „białych” Rosjan, kuzyn Polaków, a jak później się okazuje jest również powiązany ze stroną Ukraińską. Młody chłopak wiosną 1943 roku przyjeżdża do majątku swoich dziadków. Czuprynia kojarzy mu z wakacjami, ze szczęśliwym dzieciństwem. Tymczasem okazuje się, że z tamtego klimatu już nic nie pozostało. Cała okolica żyje w strachu, coraz bardziej nasila się konflikt polsko-ukraiński, a dziadkowie wyraźnie starają się początkowo chronić wnuka przed pewnymi informacjami...
Piotr dość gwałtownie zderza z aktualną sytuacją na kresach wschodnich, która coraz bardziej go przytłacza. Tytułowa wyspa ocalenia okazuje się być czymś zupełnie przeciwnym. Historia chłopaka to z jednej strony opowieść o burzliwej historii tamtych terenów, zasygnalizowany zostaje również wątek katyński (rozwinięty bardziej w trzecim tomie), a z drugiej strony o dojrzewaniu, o konieczności wzięcia na siebie odpowiedzialności za najbliższych...
W samej osobie Piotra doskonale zostaje zobrazowana ówczesna sytuacja tamtych terenów w 1943 roku. Chłopak, znajdujący się w samym środku konfliktu polsko-ukraińskiego, tak naprawdę nie jest ani Polakiem, ani Rosjaninem, a według słów jego dziadka jest po prostu Czerestwienski.
Mówiąc o prozie Włodzimierza Odojewskiego nie sposób nie wspomnieć o jego języku, stosowanej narracji. Całość jest napisana bardzo poetycko, a konstrukcja jest bardzo charakterystyczna dla tego pisarza. Nie znajdziemy tutaj klasycznych dialogów – zostały one wciągnięte w ciągły tekst. W zamian spotkać możemy zdania na... kilka stron. „Wyspa ocalenia” nie jest tak wyraźnie strumieniem świadomości jak „Zasypie wszystko, zawieje...” ale z całą pewnością nie raz można zgubić wątek, czas i miejsce akcji. Na pewno dla wielu może to być sporym problemem, jednak tak jak pisałam już przy okazji „Oksany”, dla mnie jest to jednym z głównych atutów tej prozy. W warstwie tekstowej, która tak bardzo kontrastuje z tematem, książki Odojewskiego są po postu... piękne. Innym słowem określić się ich nie da.
„Wyspa ocalenia”, rozpoczynająca cały „cykl podolski”, to jedna z tych książek, które robią ogromne wrażenie już od pierwszych stron, i które chciałabym polecać każdemu. Zwłaszcza, że w odniesieniu do trzeciej części cyklu jest znacznie lżejsza. Tutaj historia nie wysuwa się aż tak mocno na pierwszy plan. W moim odczuciu dominuje raczej aspekt psychologiczny – to, co dzieje się z Piotrem, jakie emocje mu towarzyszą, z czym musi się zmierzyć i jakie decyzje podjąć. Choć wszystko to jest mocno osadzone w tamtej rzeczywistości.
Komentarze
Prześlij komentarz