Alicja jest internistą w jednym z krakowskich szpitali. Po ciężkich chwilach w czasie gdy dorastała, jest zamknięta w sobie, stroni od ludzi... Nawet spotkania z piątką przyjaciół dawkuje sobie w odpowiedniej ilości. Całe swoje życie podporządkowała pracy i to tam spędza każde święta Bożego Narodzenia i sylwestra.
Jej uporządkowany świat zaczyna nieco się chwiać, kiedy przyjaciele upierają się, by Ala spędziła z nimi sylwestra w Zakopanem. Dziewczyna w końcu zgadza się dla świętego spokoju, nie chcąc przez kolejny rok wysłuchiwać narzekań. Gdy znajduje się już w klimatycznym, zaśnieżonym Zakopanem, od razu otacza ją spokój i magiczna aura tego miejsca. Magia jednak nie trwa długo, bo zaraz daje się we znaki tłum, który również chce spędzić ostatni dzień w roku zimowej stolicy.
Wśród nieskończonej liczby turystów na drodze Alicji staje Michał. Ratownik TOPR o niesamowitych, granatowych oczach.
Nie trudno się domyślić kto będzie tutaj tytułowych Kopciuszkiem, a kto księciem. Nie da się ukryć, że fabuła powieści jest mocno przewidywalna. Jednak ja akurat nie jestem na tym punkcie aż tak przewrażliwiona i nie zepsuło mi to czasu spędzonego z lekturą. Zresztą tak naprawdę chyba jeszcze nie trafiłam na tego typu powieść, która by mnie zaskoczyła jak... zakończenie każdego tomu Chyłki :D
Alicja z jednej strony może zostać uznana za typową bohaterkę, nieco zamkniętą w sobie i tak dalej. Jednak mnie jej postać naprawdę chwyciła za serce – z jednego prostego powodu. Zobaczyłam w niej trochę siebie. I naprawdę byłam w stanie zrozumieć, że bała się zmian, że kiedy zaczynało się coś dziać ona uciekała z powrotem do swojego uporządkowanego świata, gdzie każdy dzień przebiegał według jednego schematu – dyżur, dyżur, dyżur.
Mnie przeszkadzało tutaj coś innego. Po pierwsze to, że obawy Ali były tak naprawdę jedyną, główną przeszkodą. Cały wątek miłosny był niesamowicie prosty, przez co niekoniecznie jestem tutaj przekonana do uczucia bohaterów. Żadnych wątpliwości, ani jednego pytania czy to na pewno jest ON? Zbyt dużo kłód rzucanych pod nogi bohaterom też nie jest najlepszym pomysłem, ale mam poczucie, że tutaj była druga skrajność.
„Obudź się, Kopciuszku” czytało się naprawdę dobrze, ale nie aż tak płynnie jak na przykład książki Magdaleny Witkiewicz (którym swoją drogą też przecież swoje wytykam).
Kiedy na samym początku przeczytałam, że bohater „uniósł ręce w geście poddania” ucieszyłam się, bo zawsze mam problem czy można to tak ująć. Ale kiedy przeczytałam to już któryś raz, nie byłam taka zadowolona. Co jakiś czas miałam poczucie, że pewne określenia ciągle się powtarzają. No a Michał... Jego jedyną cechą jest to, że ma piękne, granatowe oczy i jest to podkreślane niemal na każdej stronie (oczywiście przesadzam, ale wiadomo o co chodzi).
Do „Obudź się, Kopciuszku” podeszłam z dość dużymi oczekiwaniami, które niestety nie zostały w pełni zaspokojone. Widziałam wiele pozytywnych recenzji książek Natalii Sońskiej, dlatego sama byłam równie pozytywnie nastawiona. Na pewno jednak nie skreślam autorki i dam szansę innej powieści – w końcu Natalia jest w moim wieku. Dlatego, tak czy inaczej, podziwiam, że udało jej się już wydać kilka książek.
Komentarze
Prześlij komentarz