Mam wrażenie, że Kristin Hannah dopiero przy okazji „Słowika” stała się popularna w Polsce. Sama byłam przekonana, że to jej pierwsza książka wydana u nas. Tymczasem, gdy trafiłam na zapowiedź „Zimowego ogrodu”, okazało się, że jest to już drugie wydanie tej powieści, a szukając tego tytułu w bibliotece, natknęłam się na półce na jeszcze kilka tytułów.
Bohaterkami „Zimowego ogrodu” są trzy kobiety. Anja, zimna, nienawiązująca kontaktu z dziećmi, ale bardzo kochająca męża kobieta oraz jej córki – Meredith i Nina, które już w dzieciństwie po kilku próbach same odsunęły się od matki, by uniknąć bólu. Meredith ma męża, dzieci, a gdy ojciec przeszedł na emeryturę, wzięła na siebie prowadzenie rodzinnej firmy. Z kolei Nina to typowy wolny duch. Jest znanym fotografem i najwięcej czasu spędza poza granicami kraju, najczęściej w miejscach ogarniętych wojną. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że obie się spełniają – jedna w rodzinie, druga zawodowo, ale tak naprawdę żadna z nich nie może się cieszyć pełnią szczęścia. Obie zaprzątają osobiste problemy i wątpliwości.
Całą rodzinę spaja jedynie postać ojca – rozumiejącego i kochającego żonę oraz mającego bardzo silną więź z córkami. Tymczasem nadchodzi dzień, kiedy mężczyzna umiera, prosząc wcześniej żonę, by opowiedziała córkom bajkę opowiadaną w dzieciństwie, ale tym razem do samego końca, a Ninę, by zmusiła matkę do tej opowieści. Początkowo te obietnice wydają się nie do spełnienia. Kobieta zamyka się w sobie, Nina wyjeżdża, a Meredith pogrąża się w pracy i w trudnej, pełnej irytacji opiece nad matką. W końcu jednak odważna i nieustępliwa Nina wraca i próbuje wziąć wzajemną relację trzech kobiet we własne ręce. W końcu Anja rozpoczyna swoją opowieść o Wierze i jej miłości w Królestwie Śniegu, którym zawładnął Czarny Rycerz…
„Zimowy ogród” to opowieść o trzech kobietach, które przez wiele lat cierpiały, tłumiąc w sobie swoje uczucia, swój ból, a chcąc chronić siebie same, starały się nie kochać. Jednocześnie jest to historia dwóch sióstr, które nie umiejąc nawiązać relacji z matką, nie znając jej, nie potrafią do końca odnaleźć się w swoim życiu. Wciąż brakuje im czegoś, by w pełni poznać siebie i jasno określić, czego tak naprawdę chcą. Ale też o kobiecie, która chociaż przez większość życia milczała i zachowywała dystans, ma córkom bardzo dużo do opowiedzenia. Jej bajka opowiadana przez pewien czas w dzieciństwie ma ciąg dalszy, bardzo zaskakujący Meredith i Ninę, pozwalający spojrzeć na Anję zupełnie inaczej…
„Zimowy ogród” to trzecia powieść Kristin Hannah, jaką miałam okazję czytać. „Słowik” pochłonął mnie całkowicie emocjonalnie i nawet jeśli faktycznie były jakieś niedociągnięcia zupełnie nie zwróciłam na nie uwagi, z kolei „Wielka samotność” już nie zachwyciła mnie tak bardzo. Od samego początku zniechęciła mnie zgrzytami stylistycznymi, a zakończenie wydawało mi się nieco zbyt różowe. Jakkolwiek doceniam tę historię, to nie poczułam z nią większej więzi. A jak było w przypadku „Zimowego ogrodu”? Niestety podobnie do „Wielkiej samotności”. Trudno było mi się wczytać, wciągnąć w historię, która przez większość czasu toczy się bardzo powoli i trudno doszukiwać się w niej zwrotów akcji. Ponad to nie raz krzywiłam się, bo albo słowo w moim odczuciu zostało użyte niefortunnie i dużo lepsze w tym momencie byłoby inne wyrażenie, albo najchętniej zmieniłabym cały szyk zdania (nie mam pojęcia, czy w „Słowiku” nie było takich momentów, czy po prostu nie byłam wtedy jeszcze taka marudna – chciałam sprawdzić, ale… akurat nie mam go w domu).
Można by się spodziewać, że wplatana w fabułę opowieść Anji wniesie coś nowego, podniesie napięcie. W życiu Meredith i Niny faktycznie tak się dzieje, jednak na mój odbiór powieści nie wpłynęła. Dla bohaterek była zaskakująca, dla mnie dość oczywista. Na pewno na plus jest przedstawienie wątku historycznego w formie bajki, ale szkoda, że już od pierwszych fragmentów nie sposób się nie domyślić, gdzie dzieje się jej akcja i w jakim momencie. Tak samo, gdy już się rozwinęła, nie pokazała nowej strony oblężenia Leningradu. Miałam wrażenie, że jest połączeniem kilku znanych mi już powieści – czy to dotyczących właśnie czasu 1941-1944, czy wcześniej Wielkiego Terroru. Dopiero ostatni etap opowieści wprowadził nowe emocje, złapał mnie za serce i wycisnął ze mnie łzy. Tylko czy tyle wystarczy?
„Zimowy ogród” to jedna z tych powieści, o których trudno pisać, bo w połowie recenzji łapię się na tym, że w kółko wytykam jej wady i zaczyna wyglądać na to, że kompletnie mi się nie podobały, a tymczasem oceniam je zazwyczaj na mniej więcej sześć gwiazdek. Są to powieści, które w miarę dobrze się czyta, które są dobrze zbudowane i nie są ani nielogiczne, ani w żadnym aspekcie oburzające, tylko po prostu czegoś w nich brak. Czegoś, co dużo łatwiej złapać i nazwać, niż to, co powoduje, że mimo tych braków to nadal całkiem dobra książka, choć rozczarowująca przy moich oczekiwaniach.
Komentarze
Prześlij komentarz