Reyes Monforte – „Rosyjska namiętność”

„Rosyjska namiętność” to powieść, którą od samego początku określiłam sobie w głowie jako powieść w starym stylu. Reyes Monforte przenosi nas do początku XX wieku, by wraz z historią życia Liny i Siergieja pokazać nam Stany Zjednoczone, Paryż i Związek Radziecki z jego najciemniejszymi stronami. 




Główną bohaterką powieści jest Carolina Codina. Młoda dziewczyna, wychowywana przez dwoje śpiewaków, sama marzy o podobnej karierze. Ale życie ma dla niej inny plan. Kiedy do Stanów Zjednoczonych przyjeżdża z koncertami młody, rosyjski kompozytor, Siergiej Prokofiew, wszystko się zmienia. Lina zakochuje się i w muzyce artysty, i w nim samym. Związek tej dwójki jest dość burzliwy. Potężna miłość miesza się z zazdrością i rożnymi skrajnymi emocjami muzyka. Jednak jedno jest pewne – potrzebują siebie wzajemnie by żyć i by tworzyć. Wiele lat spędzili w Paryżu, w ówczesnym centrum artystycznego świata, otaczając się wybitnymi nazwiskami, jednak z biegiem czasu Prokofiew coraz bardziej tęskni za ojczyzną i coraz częściej odczuwa potrzebę by do niej wracać… 

W czasie lektury towarzyszymy bohaterom przez całe ich życie i trudno jest opisać tę powieść jednym zdaniem. W pierwszej kolejności jest to opowieść o miłości. Silnej ponad wszystko, choć niełatwej. Nieprzemijającej, choć wystawianej na ciężkie próby. W drugiej kolejności to opowieść o ówczesnym świecie pełnym kontrastów. Przeplatanie się Nowego Jorku, Paryża i Moskwy podkreśla ogromne różnice między tymi miejscami, a jednocześnie potęguje w czytelniku wrażenie, że nie możliwe jest przecież nie dostrzeganie pewnym rzeczy, sygnałów każących trzymać się od Związku Radzieckiego jak najdalej. Ponadto jest to też opowieść o muzyce, strachu, przetrwaniu… Co najważniejsze jednak – jest to przede wszystkim opowieść o ludziach, którzy żyli naprawdę i którzy naprawdę przeżyli wszystko to, przez co prowadzi ich autorka (po zakończeniu części fabularnej można znaleźć wyszczególnione konkretne wydarzenia, na których Monforte oparła swoją opowieść, a także te, których lata fabuły nie objęły). 

W pewnej chwili poczuła, że ktoś jej się przygląda. Przed nią siedział mężczyzna o nieco niechlujnym wyglądzie. Dawało się w tym człowieku wyczuć pewną nutkę szorstkości, kontrastującej z sympatyczną twarzą. Pił rum Saint James. Pisał coś w oprawionym w płótno zeszycie o niebieskim grzbiecie, nieustannie otwierając go i zamykając. Jednocześnie temperował starannie ołówek, którego grafit zużywał się zbyt często.
str. 152-153 

Dość często sięgam po powieści osadzone w Rosji w czasie wojny i bez wahania mogę powiedzieć, że wiele już „widziałam” i raczej trudno pokazać mi w dwudziestowiecznej historii tego kraju coś, co mnie naprawdę zainteresuje, będzie czymś „świeżym”, bo niestety tak jak miało to miejsce w przypadku „Zimowego ogrodu” często mam wrażenie, że powieść, jest powtórką z kilku poprzednich. W przypadku „Rosyjskiej namiętności” tak nie jest. Rosja, a w zasadzie Związek Radziecki obejmuje znaczną część fabuły. Obserwujemy lata trzydzieste, później II Wojnę Światową (tym raz z Moskwy), a także lata tuż po wojnie… Wiele razy łapałam się na tym, że chcę chwalić wybory autorki, czy to pokazanie wojny nie w Leningradzie, ale właśnie w Moskwie, czy osadzenie pewnym wydarzeń nie w tym czasie, w którym wszyscy stereotypowo by się ich spodziewali. Ale później przypominałam sobie, że przecież to nie są wybory autorki, tylko bieg wydarzeń napisanych przez życie. 

– Sądzisz, że kiedy pozamykają te obozy, bo przecież kiedyś je pozamykają (…) sfilmują je, tak jak robiły to wojska amerykańskie, wchodząc do hitlerowskich obozów?
– Wątpię. To jest Rosja. (…) Ten kraj nie przypomina żadnego innego. A poza tym Rosjanie wolą nie pamiętać przeszłości, bo teraźniejszość i przyszłość wydają im się już dostatecznie skomplikowane. Rosja nie chce pamiętać, bo wspomnienia bolą, upokarzają i zawstydzają. Nie licz też na poczucie winy.
(…)
– Nie może być tak, że ktoś, kto zwyciężył Hitlera, okazuje się takim samym masowym mordercą jak on albo jeszcze gorszym. Ciekawe, jak to będą tłumaczyć, jak uzasadnią to milczenie wspólników, jak to sprzedadzą reszcie świata. Najlepiej siedzieć cicho i patrzeć w drugą stronę. Jestem pewien, że tak właśnie będą chcieli zrobić.
str. 653-654 

Wspomniałam już, że „Rosyjska namiętność” kojarzy mi się powieścią w starym stylu, ale co dokładnie miałam na myśli? Nie znajdziemy tutaj szybkiej akcji, ani wysokiego napięcia. Wszystko toczy się powoli, miarowym rytmem i początkowo trudno było mi się wciągnąć. Brakowało mi konkretu. Fabuła jest tutaj snuta w oparciu o konkretne wydarzenia, ale znaczną jej część zajmują ogólne opisy dłuższego czasu, czy też poszczególnych osób, ich emocji. Początkowo odbierałam ten sposób narracji jako nieco ciężki, ale… im dłużej czytałam, tym mniejszą wagę do tego przykładałam. Niespieszna narracja tworzy klimat kojarzący mi się nieco z klasyką. I teraz naprawdę z chęcią przeczytałabym coś podobnego. 

Opowieść o Linie i Prokofiewie to książka, którą z czystym sumieniem chciałabym Wam polecić. Ogromna miłość, sztuka w otoczeniu mrocznej, radzieckiej rzeczywistości. Wszystko to tworzy powieść ciepłą, choć opowiadającą też o naprawdę trudnych wydarzeniach, pokazującą miłość pełną wiary i ufności, choć doświadczaną ciężkimi próbami. Podobnie mieszają się przestrzenie – nieczęsto zdarza się, byśmy mogli w tej samej powieści obserwować Paryż lat dwudziestych i Związek Radziecki. Tutaj tak się dzieje. Na kartach tej samej książki pojawia i Hemingway, i Stalin, a także wiele innych rzeczywistych postaci. Dajcie się porwać Monforte i towarzyszcie Linie w jej ciężkiej, ale fascynującej drodze.

Komentarze