Tomasz Betcher – „Po tamtej stronie chmur”

Są takie książki, które nie przywiązują nas do siebie. Niestety „Po tamtej stronie chmur” w moim przypadku było taką powieścią. Kiedy tylko natknęłam się na jej opis, wiedziałam, że to coś dla mnie. Jednak przy bezpośrednim spotkaniu okazało się, że nie zaiskrzy między nami. Dlaczego tak się stało? Ogromny wpływ mieli na to bohaterowie.

W Wielkopolsce z małżeństwa polskiej szlachcianki oraz niemieckiego barona rodzą się bliźnięta – Teodor i Bruno Bury-Steinke. Chłopcy nie mogą się bardziej od siebie różnić. Bruno jest do tego stopnia zamknięty w sobie, że rodzice sprowadzają lekarza, by orzekł, czy dziecko dobrze się rozwija. Teodor zaś jest w wiecznym ruchu, wciąż wymyśla nowe „psoty”. Łączy ich tylko jedno – obaj zarażają się od ojca miłością do latania, choć postrzegają je zupełnie inaczej.

Na naszych oczach dorastają i kończą osiemnaście lat w przededniu wybuchu II wojny światowej. Bruno z pewnych względów zostaje wysłany do wuja do Niemiec, gdzie na własne oczy widzi, co dzieje się ze światem. Wymaga na matce obietnicę, że otoczy opieką jego przyjaciółkę i jej rodzinę…

Okładka książki Po tamtej stornie chmur autora Tomasza Betchera




Na drugim planie czasowym główną bohaterką jest Magda – pielęgniarka zmagająca się z własnymi problemami, która podejmuje się opieki nad dziadkiem. Mężczyzna, Edward Kamiński, co jakiś czas wspomina wydarzenia z przeszłości, twierdzi, że nazywa się Steinke… Wszyscy biorą to za demencję, jednak Magda i jej siostra Wiktoria coraz mocniej zaczynają się zastanawiać, co tak naprawdę kryje przeszłość mężczyzny. Dodatkowo na drodze obu sióstr staje Kuba – nowy lekarz dziadka i były chłopak Magdy.

Siostry są w pewnym stopniu odbiciem dwójki braci z przeszłości. Ale niestety tylko uwydatnia to nierówność między oboma planami czasowymi. Przeszłość wypada znacznie lepiej. Jest wciągająca, pełniejsza, a bohaterowie są dokładniej wykreowani. Są mocno określi. Nie mamy żadnego problemu z tym, by ich opisać lub żeby serdecznie kogoś nie znosić.

We współczesności trudniej dokonać takich opisów. Wiktoria jest dość mocno określona, a może raczej ma wyraziste cechy. Pozostała dwójka jest dla mnie płaska i dość blada. Poznałam podstawowe cechy Magdy, wiem, co lubi, jaki ma problem, ale… mimo to czuję, że tak naprawdę wcale jej nie znam. Podobnie mam z Jakubem. A tym samym trudno zapałać do nich sympatią.

Czy polecam? Nie wiem. Czy sięgnę po drugi tom? Tak. Przecież muszę się dowiedzieć, kim jest dziadek sióstr, którym z braci. Pod tym względem autor porządnie miesza czytelnikowi w głowie. Najpierw oczekiwałam Brunona, potem pomyślałam, że może właśnie o to chodzi, że to Teodor, a teraz… to już wszystko jest możliwe.



SPOJLERY

Jeśli miałabym się przyczepić do czegoś w przeszłości, to byłaby to otoczka wokół Teodora. Jak ja nie znoszę takich bohaterów! Jakiś czas temu czytałam Wiatr ze wschodu Marii Paszyńskiej, gdzie duża rola przypadła Borysowi. Tutaj, gdy tylko poznałam małego Teo, pomyślałam: „O nie, kolejny psychopata…”. Być może nie jest to dokładnie ten sam typ bohatera, ale… po Borysie przynajmniej było wiadomo, czego się spodziewać. Przy Teodorze zabrakło mi mocniejszej oceny, nazwania pewnych rzeczy po imieniu. Bohaterowie w otoczeniu działają zgodnie z epoką, można powiedzieć, że w takim razie narrator również dopasowuje się do epoki. Ale czy nazywanie działań bohatera, który ma na sumieniu próbę gwałtu /gwałt (ze sceny nie sposób tego wywnioskować) psotami to nie za dużo? Przydałaby się chociaż jedna postać, która nie zamiecie tego pod dywan. Może i natychmiast spotyka go zdecydowana odpowiedź ze strony brata, ale dużo bardziej satysfakcjonowałoby mnie wyartykułowanie tego w chociaż jednym zdaniu. Przejrzałam wiele opinii na LC i nie mogę wyjść ze zdumienia, że nikt o tym nie wspomina. Ja zdecydowanie nie jestem z tych, którzy podejmują „społeczne tematy” i w tym momencie czuję się bardzo niekomfortowo, ale to i dla mnie było zbyt wiele.

Komentarze