Podsumowanie roku + książkowe miłości i rozczarowania 2019

Nadszedł czas na podsumowanie ubiegłego roku i pod względem czytelniczym, i czysto blogowym. W 2019 roku przeczytałam okrąglutkie… 50 tytułów! Dla mnie to super. Chociaż na co dzień nie przywiązuję wagi do liczb, ani też nie robię miesięcznych podsumowań, bo uważam, że to mija się z celem, to jednak, gdy pod koniec grudnia spojrzy się na Lubimy czytać, to taka liczba zawsze jest miła dla oka. Ale przejdźmy do konkretów. 

Czy jestem zadowolona z tego po jakie książki sięgnęłam? Jestem, było wiele bardzo dobrych pozycji, jednak… myśląc o tym roku trudno jest mi bez zastanowienia wskazać tę najlepszą, bo niestety zabrakło tytułów tak wspaniałych literacko, jakie w dwóch ostatnich latach od razu wpisywałam na początek listy. Mam wrażenia, że ten rok był gdzieś wypośrodkowany i z jednak z dużą większą łatwością przyszłoby mi wymienienie z pamięci największych rozczarowań.





Najlepsze książki:

1. Uli Hesse – „Borussia Dortmund. Siła żółtej ściany” – książka przedstawiająca dzieje klubu z Dortmundu od jego założenia, do aktualnych wydarzeń. Bardzo dobrze napisania – wciągająco, intrygująco, a przy tym wywołuje uśmiech co jakiś czas. No i… doskonałe opisy meczów!

2. Jillian Cantor – „Stracony list” – powieść, która mnie oczarowała i o której trudno jest napisać coś w skrócie. Jest historia i początek II Wojny Światowej, młody uczeń Żydowskiego grawera, jest miłość i tajemnica pewnego znaczka… A wszystko opisane z wyczuciem. 

3. Gill Paul – „Zaginiona córka” – podeszłam do niej z lekkim dystansem po „Sekrecie Tatiany”, bo jak to historia kolejnej księżniczki? Nie za dużo? A okazało się, że historia Marii jest znacznie lepsza od tej skupiającej się na Tatianie. I wątek dziejący się w przeszłości i ten bardziej współczesny – dużo lepiej skonstruowany, dużo ciekawszy, dużo bardziej przekonujący. Do tego elementy historyczne…

4. Maria Paszyńska – „Powroty” – ostatni tom serii „Owoc granatu”. Wszystkie części mi się podobały, ale ten czwarty w moim prywatnym rankingu zdecydowanie się wyróżnia. Najbardziej emocjonalny, poruszający. Najbardziej trafiający w moje emocje.

5. C. S. Lewis – „The Voyage of the Dawn Treadear” – tom „Opowieści z Narnii”, który najbardziej mnie poruszył, najdłużej ze mną pozostał i znalazł się tutaj z czysto emocjonalnych powodów…

6. Greg King, Sue Woolmans – „Zabić arcyksięcia” – pierwsza książka 2019 roku – historia arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, którego śmierć była powodem wybuchu I Wojny Światowej. Historia Habsburga jako zwykłego człowieka – kochającego i bojącego się. A przy tym świetnie napisana.



Największe rozczarowania:

1. Gudrun Ziegler – „Tajemnice rodu Romanowów” – książka, która po prostu nie ma racji bytu. Pomysł na skupienie się na samych ciekawostkach był dobry, ale niestety dużo gorzej z wykonaniem. W całą książkę można by włożyć setki przecinków, ale nie to wcale jest najgorsze, a błędy w wydarzeniach historycznych, datach. Nie trzeba być znawcą, by je wyłapać, bo autor na sąsiednich stronach sam sobie przeczy… 

2. Joanna Szarańska – „Cztery płatki śniegu” – miała być lekka, miła powieść świąteczna, a niestety było niezwykle irytująco. Fabuła sama w sobie nie była taka zła, ale postaci były ironicznie przerysowane, a styl na każdym kroku sugerował, że ta książka ma nas rozśmieszać… Nie mam nic przeciwko humorowi wynikającemu z fabuły tak po prostu. Natomiast od zawsze mam alergię na książki mające bawić z założenia, na każdym kroku pokazujące, że taką mają intencję.

3. Michelle Gable – „Do zobaczenia w Paryżu” – rozpisywałam się w recenzji o wszystkich ekstrawagancjach i brakach w tej powieści. To było bardzo dziwne doświadczenie i zdecydowanie nie miałabym ochoty na powtórkę, przy podobnej książce.

4. Martin Cruz Smith – „Dziewczyna z Wenecji” – to kolejny przykład dziwnej lektury. Włochy, końcówka II Wojny Światowej. Rybak wyławia dziewczynę, Żydówkę… do tego hitlerowcy – w sumie nie wiadomo, czy są wrogami głównego bohatera, czy nie? Do tego brat, gwiazdor filmowy, dziwne znajomości i bohaterowie jakby… oderwani od narracji. Narracji, która jest niesamowicie dziwna. Powierzchowna, nie ciągnąca akcji dalej… 

5. Anna Płowiec – „W cieniu magnolii” – po tę powieść sięgnęłam, bo akurat nie było w bibliotece innego tytułu tej autorki, który dużo bardziej mnie zainteresował. Całości niby nie czytało się najgorzej, chociaż zdarzały się momenty, gdy coś zgrzytało. Natomiast główna bohaterka… niesamowicie mnie irytowała. I wcale nie mówię tutaj o jakiś dalszych momentach, a samym początku. Dodatkowo główny wątek toksycznego związku niestety lekko zmarnowany, nie rozwiązany tak jak powinien być, a zakończenia całej książki, jak trafnie ktoś napisał na LC, jakby nie było?





2019 roku był ciekawym rokiem pod względem wybieranych przeze mnie książek. Niby tak jak mówiłam zabrakło czegoś tak wybitnego jak wcześniej Odojewski, czy „Dżentelmen w Moskwie”, to jednak jestem zadowolona ze swoich wyborów – 7! książek czysto historycznych (to był niezwykle trudny wybór, czy do listy najlepszych wpisać właśnie je, czy powieści historyczne), 4 książki sportowe, lub z wątkiem sportowym i 26 książek polskich autorów – ledwo, ledwo ponad połowa. Zwrócenie uwagi na narodowość przyniosło mi nowe wnioski na temat książek obyczajowych/romansów – otóż w polskich powieściach często przeszkadza mi styl – lekko sztuczny, ze zgrzytającymi fragmentami… a w zagranicznych natomiast dość często występuje emocjonalność, której nijak nie rozumiem. I jeszcze jedna ciekawostka – przeczytałam tylko 2 książki Remigiusza Mroza.

W tym roku zrezygnowałam z publikowania listy przeczytanych tytułów, bo pisałam znacznie więcej recenzji, a jeśli nie pisałam, to wspominałam o nich na Instagramie – na blogu ukazało się w tym roku 26 recenzji! To zdecydowanie mój rekord. Mam nadzieje, że w przyszłym roku będzie równie dobrze, a może lepiej? Kto wie. Był to też rok, w którym zrecenzowałam kilka tytułów dla portalu Lubimy czytać – jeszcze dwa teksty czekają na swoją kolej tutaj.

A czego życzę sobie w tym roku? Utrzymywania mobilizacji do pisania, sięgania nadal po książki czysto historyczne, bo to zdecydowanie mi w duszy gra, powrotu do klasyków, bo zdecydowanie brakuje mi literatury przez duże L.


Wam życzę wielu fascynujących tytułów, porywających fabuł, bohaterów trafiających do serca i jeśli sięgacie po te niefabularne, dających nowe spojrzenie, rozwijających. Czerpcie radość z czytania! Nie liczcie, nie porównujcie się z niewiarygodnymi liczbami innych (a czasami nawet lekko absurdalnymi – ostatnio trafiłam na wpis z ponad… 300 przeczytanymi książkami… – moja wyobraźnia tego nie obejmuje – nawet gdybym nie spała, nie jadła i nie włączała internetu to nigdy by tyle nie było). Czytajcie i delektujcie się dobrą literaturą! :)

Komentarze

Prześlij komentarz